Ja mam bardzo zły nawyk dosypiania do tej pory, w której jest akurat godzina 10-12. Gdy mam obowiązki i muszę wstawać na tą ósmą, to wstaje po paru drzemkach, a potem resztę dnia jadę na kawie. Jak przychodzi weekend to budzę się o 12.
Gdy mam akurat wolne dni i kładę się spać o godzinie 22-23 aby spać nawet z 10h, to od ósmej godziny dnia następnego walczę ze samym sobą, tak powiedzmy do godziny 10, a potem czuje się fatalnie.
Przed spaniem melisa, magnez, melatonina + opaska na oczy, 1h bez wyświetlaczy + filtry światła na telefonie i komputerze. Wszystko na nic, bo po prostu perspektywa wyjścia z tego cieplutkiego, bezpiecznego łóżka, w którym nikt nic ode mnie nie chce, jest bardzo zniechęcająca. U mnie rygor wstawania o 8 kosztuje mnie masę energii i samozaparcia :P