Co mają na celu te podchody w rekrutacjach IT?

21

Mam na myśli to, jak obie strony mają niemal rytualnie wciskać sobie nawzajem kit. Może nie umiem w życie, ale dla mnie to zwyczajnie bezcelowe. Nie odnoszę się tu do jakiejś jednej konkretnej interakcji - tylko do tego jak postrzegam całokształt :)

Firma/rekruter ma próbować przekonać mnie, że wszystko jest super, robią fajne i wspaniałe rzeczy - w końcu w szczegółach jest że programatorują w tej Javie 11 i mają Springa, to przecież musi być coś fajnego, nie? - no i ogólnie że firma jest świetna, robi mega ważne rzeczy, są owocowe wtorki, zatrudniają same najlepsze talenty i tak dalej no i ło panie drugiej takiej to ze świecą szukać - warto pójść nawet jak gdzie indziej dają więcej.

Ja jako kandydat mam próbować przekonać firmę, że ze mnie to jest światowej klasy specjalista (w końcu powinienem być wart swojej ceny) od klikania w kąkuter - i to akurat w tejże Javie 11 i tymże Springu, i nawet klikam w kąkuter w Hibernate który mają w nice to have no i jeszcze na pewno będzie dobry culture fit. No i że ogólnie to taki ze mnie super gość że kto jak kto, ale ja to się znam jak nikt i firma tyle straci jak mnie nie zatrudni, że klękajcie narody. No i dodatkowo dobrze żebym wiedział, dlaczego chciałbym pracować akurat tam - oczywiście dlatego, że wiem że to jest super firma...

Ja wiem, że ten piękny obraz malowany przede mną to jest pic na wodę, są firmy gorsze ale są i lepsze, to czy pójdę tu czy gdzie indziej prawdopodobnie niewiele zmieni ani dla mnie, ani dla nich. Będę sobie tym trybikiem w mniejszej albo większej maszynce pod taką albo inną banderą i w sumie będę miał znikomy wpływ na to, co z tego mojego klikania w kąkuter wyniknie ¯\_(ツ)_/¯

Firma/rekruter też wie, że tacy jak ja rodzą się co minutę albo i częściej i prawdopodobnie nie zrobi im najmniejszej różnicy, czy wezmą mnie czy poprzedniego albo następnego. Ot, jest zapotrzebowanie na ileś zasobów klikających w kąkuter i trzeba te wakaty kimś zapełnić. Wiedzą, że moje bajki o unikatowej wiedzy i o tym jakim to nie jestem specjalistą to.... bajki, bo mogliby dać to samo do zrobienia innej osobie i też by zrobiła - szybciej lub wolniej, lepiej lub gorzej, a wiedza jest równie unikatowa co egzemplarze dokumentacji online.

Ja wiem, że firma/rekruter to wie. Firma/rekruter też wie, że ja wiem. Słowem - wszyscy wiedzą, że to jeden wielki pic na wodę a i tak wszyscy w tej zabawie bierzemy udział. Pytanie - po co? Nie prościej byłoby zrobić to prosto z mostu, bez owijania w bawełnę - sucha weryfikacja czy oczekiwania wobec kandydata są spełnione, sucha weryfikacja czy oczekiwania wobec pracodawcy są spełnione, a na koniec oferta lub jej brak?

4

Po pierwsze - ile firm, tyle stanowisk. W jednej firmie wystarczy, że potrafisz wyklepać CRUDa i wszyscy będą szczęśliwi. W drugiej firmie będą chcieli, żebyś jeszcze zaproponował metryki do tego swojego CRUDa. Jak odróżnić człowieka jednego od drugiego? Ano właśnie przez taką rozmowę.
Po drugie - kultury nie zweryfikujesz na sucho. Nie wiesz, czy ta druga osoba potrafi być normalna czy też zachowa się jak ostatni cham.
Po trzecie:

Wiedzą, że moje bajki o unikatowej wiedzy i o tym jakim to nie jestem specjalistą to.... bajki, bo mogliby dać to samo do zrobienia innej osobie i też by zrobiła - szybciej lub wolniej, lepiej lub gorzej, a wiedza jest równie unikatowa co egzemplarze dokumentacji online.

I tutaj się mylisz bo na rynku jest sporo niekompetentnych ludzi. Jeszcze może z 5 lat temu zakładałem, że większość ludzi rozumie co najmniej tyle co ja. Nie będę wnikał w szczegóły co się stało, że mi to przeszło - ale to zdarzenie miało charakter na tyle masowy, że podchodzę już z rezerwą do umiejętności drugiej osoby. A zatrudnienie niekompetentnej osoby kosztuje.

Po czwarte i ostatnie: pamiętaj, że HRowcy nie znają się zazwyczaj na klikaniu w hajbernejty czy inne dżejpieje i dla nich to czarna magia. Dla nich to, że powiesz "znam dezajn patterny" nic nie znaczy. Natomiast pytając o obowiązki można dużo się dowiedzieć o człowieku.

5

Pytanie z tezą. Nie zgadzam się, że obie strony wciskają sobie kit. Wciskają go sobie firmy z kiepską rekrutacją i osoby, które kandydują po prostu "gdzieś".

W mojej jeszcze obecnej firmie przy rekrutacji chcemy poznać człowieka, jak podchodzi do rozwiązywania problemów, jak dobiera narzędzia do problemu, jakie wnioski wyciąga ogólnie z pracy, jak uczy się na błędach, czy CV pokrywa się z rzeczywistością i sprawdzamy raczej po pierwsze czy umi a po drugie czy nie wychodzi słoma z butów. Nigdy nie oczekujemy znajomości konkretnej technologi może poza językiem programowania. I nikt nie musi kreować się na gwiazdę. Po prostu chcemy pracować z ludźmi, którzy jednak wykorzystują swoją inteligencję i wyciągają wnioski wraz z upływem czasu i wraz z pracą nad produktami.

Z drugiej strony niedawno szukałem innej pracy i też nie zauważyłem, żeby ktokolwiek wciskał mi kit za specjalnie. Niektóre firmy mi się nie podobały, to od razu rezygnowałem. Innym nie podobało się moje podejście do rozwoju produktów to rezygnowały ze mnie. Nie wysyłałem gdzie popadnie, tylko szukałem konkretnego rodzaju pracy, więc na pewno to miało znaczenie, ale ani razu nie poczułem, żeby ktoś mi na lewo i prawo wciskał kit, jak to u nich nie jest pięknie. No dobra, raz tak było odrobinę i napisałem im, że rezygnuję z dalszych etapów i jak pytali czemu, to napisałem, że nie lubię podchodów.

5

@superdurszlak: Zapominasz chyba o tym że jednak każdy ma swoje motywacje:

  1. Ty chcesz dostać tą pracę, więc siłą rzeczy robisz wszystko żeby się udało. Jasne, może prywatnie nie robi ci różnicy czy ta czy tamta firma, no ale jednak poświęciłeś czas na rekrutacje i nie chcesz go marnować
  2. Firma chce kogoś zatrudnić. Im lepszego tym lepiej i im szybciej tym lepiej. Jasne że nie ten kandydat to inny, ale jednak to kolejny dzień bez developera i kolejny dzień pracy dla HRów. Co więcej, moze ten gość jest lepszy niz przeciętny i zatrudnienie go sie opłaca, więc trzeba go jakoś przekonać.
0

Pytanie - po co?

aby odnieść korzyści pewnie

firma może się chwalić $greatest_tech, bo wie że są ludzie, którzy są skłonni wziąć mniej $ za fajniejszy tech stack

a kandydat chce więcej $, więc negocjuje.

powiedzmy że siedzisz teraz w tym krk i nudzisz się skacząc od króda do króda, ale powiedzmy że dostałeś zapro do jakiegoś Jane Street z widełkami 120-500 i naobiecywali ci że będziesz cuda funkcyjne pisał w $greatest_tech i ogólnie takie systemy, co w Polsce dopiero za 30 lat będą

to może już tak niechętnie chwaliłbyś się swoimi wadami jak na rozmowie $kród_enterprise#12, a może nawet coś podkolorowywał?

nie twierdzę że jest to OK, ale rozumiem dlaczego ktoś by tak robił.

3

Kolegooo, taka rozmowa to dla Ciebie pole doświadczalne przyjmuj zawsze, że to TY testujesz ICH. Z nastawieniem 'ale to głupie po co to komu' sam sobie zrobisz krzywdę, w momencie gdy sobie uświadomisz, że na tej rozmowie to oni są dla ciebie otwiera się przed tobą zupełnie nowy świat wrażeń i doświadczeń. Możesz zadawać niewygodne pytania i obserwować ich reakcje, możesz poszerzać swoją wiedze przez dopytywanie na trudne tematy, możesz wyciągnąć jakieś tajniki. List rzeczy rośnie i rośnie.
Z drugiej strony może to nie oni mają problem (bo go tak naprawdę nie mają) tylko ty masz problem z komunikacją? Warto nad tymi umiejętnościami miękkimi popracować, podszlifować troszke techniki negocjacji. Wiesz jest tyle detali które zdradzają prawde o danym przedsięwzięciu w którym masz szanse uczestniczyć. Czy np. ktoś czyta pytania z kartki, czy ktoś notuje, kiedy komuś głos zadrżał, czego nie wiedział a czego nie potrafił nazwać ale umiał wytłumaczyć.
Zrób tak, że rekruter sam będzie do ciebie wydzwaniał po nocy i nalegał żebyś dołączył.
Ta umiejętność nadania sobie wartości i przypisania się do pewnej grupy jest kluczowa dla firmy. Jest wiele teorii np. Teoria konkurencji, teoria gier których poznanie i zrozumienie pozwoli ci się lepiej odnaleźć, wiesz im zależy na tym abyś miał takie coś jak w angielskim 'sense of loyalty' czy po polsku poczucie lojalności. Ciężko budować firme bazując na ludziach skoncentrowanych głównie wokół swojej wewnętrzności i z nastawieniem typu 'a udowodnij mi że masz pan racje..'. To nie czas kowbojów tylko zaplanowane działanie dużych organizacji posiadających wewnętrzne struktury i polityki działania które zapewniają im stabilność i przetrwanie.

Nie chwaląc się ( :D ) brałem udział w jakichś 50 (i/lub więcej) procesach rekrutacji na różne szczeble do różnej skali firm. Proces rekrutacji bardzo 'luźny' do małej firmy wcale nie oznacza przyjacielskiej atmosfery w pracy jak i proces złożony wieloetapowy do dużej korporacji nie warunkuje nudnej korpotrybicznej pracy w nieczystej atmosferze.
Polecam: #kariera #edukacja #rekrutac... (tak promuje swoje wpisy)

Oraz polecam DYSTANS na rozmowie masz ludzi nie roboty (jeszcze) i z każdym da się porozumieć i skomunikować w sposób komfortowy i wyczerpujący tylko trzeba chcieć. Jeśli się nie da bo np. od razu z góry (ehh...) założyłeś że się nie da to też dobrze będzie o tobie świadczyć jak wprost na rozmowie o tym powiesz np. 'Wiecie panowie, widzę, że ta rozmowa nam się nie klei, czuje się niekomfortowo, możemy zrezygnować z dalszej części?'.

Ja wiem, że firma/rekruter to wie. Firma/rekruter też wie, że ja wiem. Słowem - wszyscy wiedzą, że to jeden wielki pic na wodę a i tak wszyscy w tej zabawie bierzemy udział. Pytanie - po co? Nie prościej byłoby zrobić to prosto z mostu, bez owijania w bawełnę - sucha weryfikacja czy oczekiwania wobec kandydata są spełnione, sucha weryfikacja czy oczekiwania wobec pracodawcy są spełnione, a na koniec oferta lub jej brak?

Ehh.. aż mam flashbacki z mojego własnego rozumowania z 4 lub 5 lat temu. :D
Teraz widze, że nie chciałbym żyć w takim 0/1 świecie to jest w mojej opinii prymitywizm.

3

Btw nie wszystkie firmy tak robią. Widziałem takie ogłoszenia, których jest wprost napisane, że to jest praca 90% utrzymaniowka z starym kodem i szukają po prostu kogoś do supportowania systemu, max c++11.
Bez gadania, że my tu ohoho c++17, najnowszy standard, wzorce projektowe, struktury danych a jak przychodzisz do projektu to c++17 jest może w zespole dwa piętra wyżej xD

13

To nie jest coś unikalnego dla rekrutacji IT, ale raczej uniwersalny element kultury korporacyjnej, gdzie większość ludzi, w tym rekrutujących, nie nadaje się na swoje stanowisko bo zawsze jest więcej wygadanych cwaniaków z poronionymi pomysłami i typowej, przeciętnej szarej masy niż solidnych specjalistów, ponadto zgodnie z zasadą Petera większość ląduje na zbyt wysokich stanowiskach niż się do tego kwalifikuje. Wykoślawiona narośl nowotworu na tkance stosunków międzyludzkich mająca u źródła ograniczenia psychologii rasy prymitywnych naczelnych, którzy z trudem próbują nieść kaganek cywilizacji heroicznym wysiłkiem garstki błyskotliwych jednostek. Każda wystarczająco rozległa organizacja zaczyna się samoistnie rozłazić w szwach, czego przejawy można obserwować w postaci rozmaitych absurdów i pęczniejącej biurokracji. Rzeczywistość dziwniejsza od Dilberta.

1

Wszyscy chcą a plajerów ale czy mają dla nich a robotę?

1
superdurszlak napisał(a):

Nie prościej byłoby zrobić to prosto z mostu, bez owijania w bawełnę - sucha weryfikacja czy oczekiwania wobec kandydata są spełnione, sucha weryfikacja czy oczekiwania wobec pracodawcy są spełnione, a na koniec oferta lub jej brak?

Załóżmy, że firma zatrudni 10 osób. Każdemu z nich zaoferuje stawkę 10k, mimo, że byłaby w stanie dać 12k, 8 na 10 kandydatów się zgodzi. Profit. A jak trafi się ktoś, kto umie negocjować, no to będzie w stanie sobie wywalczyć. To normalne ryzyko wliczone w koszty - firmy transportowe z busami (nie tirami) regularnie jeżdżą mocno przeciążone - po prostu od czasu do czasu mandat jest mniejszy niż zarobią w ten sposób.

Będę sobie tym trybikiem w mniejszej albo większej maszynce pod taką albo inną banderą i w sumie będę miał znikomy wpływ na to, co z tego mojego klikania w kąkuter wyniknie ¯\_(ツ)_/¯

W oczach całej korpo tak. Ale w oczach konkretnego zespołu, już nie. Często ostatnim etapem rekrutacji jest rozmowa z przedstawicielem konkretnego zespołu, do którego kandydat miałby trafić - zdarzyło mi się już odrzucać expertów technicznych, bo widziałem, że ciężko z nimi jest się dogadać.

0

Przedmówcy poruszyli wiele aspektów, które bym sam rozważył. Co jeszcze zostało według mnie.

Durszlak, myślę, że w części już sobie odpowiedziałeś na pytanie, czy owe "podchody" są celowe, czy nie. To, co napisałeś, to uogólnienie. Tak przynajmniej rozumiem z tego, co napisałeś (całokształt). Gdyby to uogólnienie stosowało się do każdej sytuacji, pewnie owe "podchody" byłyby "bezcelowe". Jednak nie stosuje się (z samej natury uogólnienia), a więc zawsze znajdzie się sytuacja, w której dla przynajmniej jednej ze stron zawsze ten (taki) proces będzie mieć sens.

2

Trochę racji masz, ale wydaje mi się, że twoja ocena sytuacji zależy od ciebie i od firm, do których się zgłaszasz. Może twoje przekonanie, że tak jest sprawia, że postępujesz w ten sposób i firmy, do których się zgłaszasz zachowują się adekwatnie? Dla mnie to jest naturalne, że dostosowuję styl komunikacji do osoby, z którą rozmawiam, myślę, że nie jest to rzadka sprawa.
Dużo zależy od tego czy szukasz byle jakiej pracy, konkretnej pracy czy tylko najlepszej pracy (w stylu, będziesz szukać nawet pół roku albo i rok, bo możesz). Wiadomo, że od poziomu biznesu zależy jaką kulturę prezentują jej pracownicy i zatrudniani rekruterzy. Wiekszość to oczywiście bardzo przypomina to co piszesz, ale są też rekruterzy z większą ogładą (spotkałem co najmniej kilku). Jeśli rekruter nie wyczuje czego chcesz i nie przejmujesz inicjatywy, żeby się dowiedzieć tylko tego co chcesz, po prostu walnie formułkę. Nie wiem czy wiesz, ale taki rekruter ma bardzo dużo takich rozmów, często nie ma czasu, żeby potraktować cię bardzo osobiście, więc powtarza schemat.
Też kiedyś wierzyłem w coś podobnego, ale potem stwierdziłem, że nie wytrzymam w tym biznesie w ten sposób. Zacząłem stawiać większe wymagania firmom, rekruterom zawsze odpisuję szczerze, stawiam sprawy jasno i raczej otrzymuję w zamian to samo. Czasem zdarzy się smrodek typu „przeszedłeś wszystkie rozmowy, zrobiłeś świetne wrażenie, ale cię nie zatrudnimy”, no ale rozumiem, że kiedy sprawę musi zaakceptować kilku menedżerów to tak potem wychodzi.

1

"Tak działa wolny rynek".

9
superdurszlak napisał(a):

Ja wiem, że firma/rekruter to wie. Firma/rekruter też wie, że ja wiem. Słowem - wszyscy wiedzą, że to jeden wielki pic na wodę a i tak wszyscy w tej zabawie bierzemy udział. Pytanie - po co? Nie prościej byłoby zrobić to prosto z mostu, bez owijania w bawełnę - sucha weryfikacja czy oczekiwania wobec kandydata są spełnione, sucha weryfikacja czy oczekiwania wobec pracodawcy są spełnione, a na koniec oferta lub jej brak?

Wszystkich przeceniasz.
Jest masa firm, która szczerze wierzy w to, że robi coś wspaniałego. Jest masa ludzi, która chce pracować przy robieniu kupy, bo im to po prostu pasuje albo z lenistwa, albo dlatego, że nie mają porównania i nie wiedzą, że może być lepiej. Albo dlatego, że nie mają porównania z innymi i myślą, że naprawdę są świetni.

0
somekind napisał(a):

albo dlatego, że nie mają porównania i nie wiedzą, że może być lepiej. Albo dlatego, że nie mają porównania z innymi i myślą, że naprawdę są świetni.

Całe szczęście w czasach social mediów to już prawie niemożliwe. Dzisiaj możesz się porównywać z każdym. Dzięki temu jakość software'u jest coraz lepsza, wzrasta sprzedaż farmaceutyków i ogólny poziom konsumpcji. Dostęp do informacji to wspaniała rzecz.

1

Tak się składa że miałem dziś rozmowę o pracę w stylu 0% BS.
HR’ka tylko przez telefon umówiła mnie z osobą techniczną.

Nie było żadnych pytań o moje zainteresowania, motywacje do działania.
Tylko pytania z zakresu „wiedza i doświadczenie”

I przyznam że jakoś tak smutno było bez tej całej otoczki :-(

0

Opowiadając na pytanie "po co?": ano, żeby HR miał możliwość pokazania, że "zapracował" na wypłatę. Tylko i wyłącznie moim zdaniem po to.

Im też pewnie co jakiś czas przysyłają tzw. tajemniczego klienta. HR musi się wywiązać z umów. Umowy z HRem zewnętrznym zazwyczaj przygotowują prawnicy, którzy z IT to już w ogóle mają niewiele wspólnego, ale wypisują tam szablonowo wszelkie sugestie dotyczące poziomu wysokiej dbałości o odpowiednie (zdaniem prawników) cechy wybieranych kandydatów. A HR odhacza pewnie po kolei to, na co im tam w tych umowach kazali zwracać uwagę. Prawnicy którym prezes płaci za sporządzanie wzorów umów pokazują mu, że umowa "gwarantuje", że HR będzie znajdował samych wyjątkowych kandydatów. HR zatem "znajduje same perełki", a przynajmniej dba o to, żeby tak to wyglądało w dokumentacji z procesu rekrutacyjnego, bo za to potem dostaną podstawowe wynagrodzenie, premie itp.

0
wartek01 napisał(a):

I tutaj się mylisz bo na rynku jest sporo niekompetentnych ludzi. Jeszcze może z 5 lat temu zakładałem, że większość ludzi rozumie co najmniej tyle co ja. Nie będę wnikał w szczegóły co się stało, że mi to przeszło - ale to zdarzenie miało charakter na tyle masowy, że podchodzę już z rezerwą do umiejętności drugiej osoby. A zatrudnienie niekompetentnej osoby kosztuje.

somekind napisał(a):

Wszystkich przeceniasz.
Jest masa firm, która szczerze wierzy w to, że robi coś wspaniałego. Jest masa ludzi, która chce pracować przy robieniu kupy, bo im to po prostu pasuje albo z lenistwa, albo dlatego, że nie mają porównania i nie wiedzą, że może być lepiej. Albo dlatego, że nie mają porównania z innymi i myślą, że naprawdę są świetni.

Pozostaje mi jedynie spytać - naprawdę jest aż tak źle?

Dotąd wydawało mi się, że osoby z manią wielkości odwrotnie proporcjonalną do kompetencji to jakiś tam niewielki ułamek - w każdym razie trafiałem może na pojedyncze takie osoby. Może miałem szczęście, a może po prostu sam jestem pośrodku tłumu niekompetentnych i nie widzę niekompetencji innych, bo nie widziałem prawdziwych profesjonalistów w akcji ¯\_(ツ)_/¯

Co do tego, że ktoś nie ma porównania i nie wie, że może być lepiej to się zgodzę - powiem więcej, pewnie tylko ktoś kto od pierwszej pracy na studiach kręcił się tylko w absolutnie najlepszych-z-najlepszych miejsc nie miał okazji nie wiedzieć, że coś da się robić lepiej. I pewnie nie każdy będzie miał okazję porównać z lepszą alternatywą, a nawet jeśli to nie każdy będzie miał chęci by coś zmienić na lepsze.

wartek01 napisał(a):

Po czwarte i ostatnie: pamiętaj, że HRowcy nie znają się zazwyczaj na klikaniu w hajbernejty czy inne dżejpieje i dla nich to czarna magia. Dla nich to, że powiesz "znam dezajn patterny" nic nie znaczy. Natomiast pytając o obowiązki można dużo się dowiedzieć o człowieku.

Nie mam problemu z mówieniem o swoich obowiązkach, jeśli tak odebrałeś mój pierwszy post to przepraszam za niejasne wyrażanie się. To zrozumiałe, że ktoś chce to ustalić - tutaj robiłem to, to i to, jak działo się coś z tym i tamtym to byłem go-to person. To są suche fakty - to, w którym momencie czyni mnie to specjalistą, wymiataczem, ninja czy jak to zwał to kompletnie subiektywna kwestia, zresztą mieliśmy niedawno na forum przykład takiego samookreślenia na wyrost (i przy okazji nazywania współpracowników lamami). Problem mam właśnie z takim niepotrzebnym owijaniem tego w lukier, bawełnę i pozłotko, szczególnie na siłę.

9

Był kiedyś taki mem Co fani muzyki myślą o sobie i jak to wygląda naprawdę:

  • Hipisy myślą że tworzą szczęśliwą krainę, a są tylko naćpani
  • Metale myślą że przywołują Szatana a tylko palą pergamin nad ogniskiem
  • Naziole myślą że tworzą elitarną grupę, a po prostu nikt nie chce się z nimi zadawać
  • Tylko Punki na tym memie widziały prawdziwą rzeczywistość i przez to cierpiały

I myślę że z Tobą @superdurszlak jest podobnie. Widzisz prawdziwą rzeczywistość i widzisz jej bezsens. A reszta naprawdę się okłamuje i wierzy w to że są niesamowici i jedyni w swoim rodzaju (dotyczy zarówno firm, jak i programistów)

3

@superdurszlak:
Właśnie na fejsie trwa darmowa e-konferencja: "Bzduropraca 2020. Jaka praca ma sens?", która porusza wiele tematów, w tym temat alienacji w pracy. Została otwarta mądrym cytatem z Viktora Frankla: "Człowiek zniesie w życiu prawie wszystko, poza brakiem sensu". Cała ta otoczka, o której piszesz, ma właśnie na celu wprowadzić Cię w stan, żebyś idąc do tej pracy od pierwszego dnia miał poczucie że to co zaczynasz robić ma sens. Oczywiście to poczucie w dalszym etapie pracy może się zmienić, ale wiadomo że pozytywne nastawienie jest ważne zwłaszcza na początku i trudno cokolwiek zacząć nie widząc w tym sensu.

3

Źródłem problemu o którym piszesz jest zaufanie. To ono najbardziej rzutuje na komunikacje, na umowy, zarządzenie czy też oprogramowanie. Jesteśmy ludźmi i jeśli z różnych względów nie możemy sobie wzajemnie ufać to wszystko strasznie po drodze komplikujemy.

Ogólnie bardzo ciężko jest zbudować zaufanie, a jeszcze ciężej utrzymać (oczywiście mówię tu o zaufaniu w obie strony). Ja żadnej firmie nie mogłem ufać, z drugiej strony jakbym mógł skoro w umowie zawsze były wzmianki o karach itp

Stąd jesli jesteś przypadkowym gościem, który odpowiada na przypadkową ofertę w internecie to cóż.. powodzenia, ale w każdym razie nie nastawiaj się na szczerość, prawde i te sprawy.

1
superdurszlak napisał(a):

Dotąd wydawało mi się, że osoby z manią wielkości odwrotnie proporcjonalną do kompetencji to jakiś tam niewielki ułamek - w każdym razie trafiałem może na pojedyncze takie osoby. Może miałem szczęście, a może po prostu sam jestem pośrodku tłumu niekompetentnych i nie widzę niekompetencji innych, bo nie widziałem prawdziwych profesjonalistów w akcji ¯\_(ツ)_/¯

Ale mi nie chodziło o to, że tacy ludzie mają manię wielkości. Oni po prostu myślą, że są solidni, bo zostali nauczeni pracować w taki, a nie inny sposób, i wszyscy dookoła robią tak samo, więc to musi być dobre.
A ponieważ są szczęśliwi pracując w ten sposób, myśląc że te 5 nowych generacji np. Javy to w sumie nic nie wnosi, na konferencje nie chodzą, blogów nie czytają, samodzielnie nie myślą, więc nie wpadną na to, że robienie interfejsu do każdej klasy, a potem mockowanie go nie jest najefektywniejszym sposobem tworzenia kodu, więc w efekcie podczas rekrutacji jest mowa o "najnowszych technologiach" i "najlepszych praktykach", no bo tylko takie znają, więc uważają je za najlepsze.

5
pan_krewetek napisał(a):

Źródłem problemu o którym piszesz jest zaufanie. To ono najbardziej rzutuje na komunikacje, na umowy, zarządzenie czy też oprogramowanie. Jesteśmy ludźmi i jeśli z różnych względów nie możemy sobie wzajemnie ufać to wszystko strasznie po drodze komplikujemy.

Dlatego najlepszy biznes robi się robi po rodzinie i znajomych. Odpada problem zaufania a wszystko i tak zostaje wśród swoich.

Ogólnie bardzo ciężko jest zbudować zaufanie, a jeszcze ciężej utrzymać (oczywiście mówię tu o zaufaniu w obie strony). Ja żadnej firmie nie mogłem ufać, z drugiej strony jakbym mógł skoro w umowie zawsze były wzmianki o karach itp

Aleź zaufanie można zbudować bardzo prosto - poprzez symetryzm umów. Ale skoro ludzie podpisują asymetryczne umowy to znaczy że jednak godzą się z brakiem zaufania i lubią tą żyłkę hazardzisty.

4
loza_wykletych napisał(a):

Aleź zaufanie można zbudować bardzo prosto - poprzez symetryzm umów. Ale skoro ludzie podpisują asymetryczne umowy to znaczy że jednak godzą się z brakiem zaufania i lubią tą żyłkę hazardzisty.

Dobre sobie. Rynek pracy nie jest symetryczny, nawet jeśli to tzw. "rynek pracownika". Jest machina przedsiębiorstwa, za którą stoi kasa, wiedza prawna, technologia, cierpliwość, która w sumie nic nie musi, tylko może. Z drugiej strony mamy pracownika, który albo podpisze co mu się podsunie, albo droga wolna. Tylko w odróżnieniu od przedsiębiorstwa, które ma wyłącznie wirtualne zobowiązania wobec swoich akcjonariuszy, pracownik ma całkiem realne zobowiązania - musi nakarmić siebie i swoją rodzinę. I biorąc pod uwagę jak obecne zawody są uzależnione od konkretnych kompetencji, nie zawsze ma wybór. Więc nie gadaj bajeczek jakie to osiągnięcie 'symetryzmu umów" jest proste, i że jak ktoś się godzi to jest hazardzistą.

2
GutekSan napisał(a):

Dobre sobie. Rynek pracy nie jest symetryczny, nawet jeśli to tzw. "rynek pracownika".

Żyjesz w najlepszych czasach jeśli chodzi o sytuację pracownika najemnego i jeszcze narzekasz? Kiedyś brak pracy równał się eksmisja na bruk i ewentualna powolna śmierć z głodu przedłużona z pomocą instytucji kościelnych. A brak pracy był zbrodnią która wykluczała cię ze społeczeństwa.

Dziś możesz nie pracować całe życie, zwiedzać Polskę i świat (to nie żart), akcje afirmatywne zapewniają ci socjalizację, każde media wciskają że "wypalenie zawodowe" to nic złego i powinno się takich ludzi wspierać.

Wybór jest - ale z jakichś powodów ludzie go nie chcą widzieć. Cóż, nie mój problem :)

5

To taniec godowy

1

@superdurszlak: Zamiast się nad tym zastanawiać lepiej odrzucać firmy gdzie rekrutacja jest sztampowa. Dla mnie osobiście lepsza jest rekrutacja, gdzie jest programowanie w parach (i jeszcze product owner do tego), niż kolejna pseudo implementacja ciągu Fibbonaciego na tablicy, po stronie rekruterów mając tylko milczenie baranów. Ideałem są rekrutacje w stylu chodź do nas popracować na tydzień (spotykane bardziej na zachodzie, i uprzedzając pytania firma częściej płaci, niż nie).

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1