No nie do końca - były obostrzenia. Przede wszystkim - te środki trzeba było wydać na rzeczy związane z bieżącym prowadzeniem działalności. Aczkolwiek nietrudno to wykazać - ZUS, opłaty za internet, paliwo, może jakiś leasing itp. Jednie problematyczne jest kupienie za to np. sprzętu, wykupienie jakichś usług itp - bo tutaj pojawia się pokusa wykazywania, że te wydatki nie są powiązane z kosztami bieżącej działalności, ale są np. inwestycjami.
Natomiast co do kontrolowania samego w sobie - też uważam, że raczej nie będą trzepać wszystkich, może co najwyżej tam, gdzie będą podstawy do kontroli, albo przesiewowo jakąś losowa próbkę. Sam zamysł pierwotnej postaci, czyli konieczności złożenia wniosku o umorzenie, dla mnie był jasny - wydamy kasę, ale potem niech powiedzmy 10% z tych osób, które otrzymały pożyczkę o tym zapomni albo się spóźni - zawsze część odzyskamy. Ale ponieważ urzędy pracy zostały zawalone wnioskami, które czekały po 2-3 miesiące na przerobienie, w samej Warszawie skierowano do ich obsługi ok. 200 dodatkowych urzędników, więc stwierdzono, że jeśli podobna masakra będzie podczas weryfikacji wniosków o umorzenie (oraz zamieszanie związane z odzyskiwaniem pozyczki, ustalaniem harmonogramu, pilnowaniem spłat itp.), to lepiej sobie odpuścić te kilka procent, które by było do zwrotu, bo i tak koszty weryfikacji by przewyższyły to, co da się odzyskać. I z tego samego powodu twierdzę, że kontroli raczej nie będzie - bo ich skuteczność (patrząc na odsetek nakazów zwrotu pożyczki) by była bardzo niewielka, ale za to pracochłonność wykonania setek tysięcy kontroli by totalnie sparaliżowała urzędy, które te kontrole by miały przeprowadzić.