Witam wszystkich serdecznie,
Słowem wstępu krótko o mnie: studiuje na krakowskim AGH automatykę, siedzę w embedded, od wiosny 2017r pracuję w małej firmie zajmującej się R&D (prototypowanie maszyn). Jest to moja pierwsza praca. Jak to w startupach bywa, robiłem bardzo dużo różnych rzeczy. Jeśli chodzi o software to napisałem sporo małych skryptów w Pythonie i samodzielnie dwie nieco większe apki z GUI (w Pythonie / C) i podstawowym zakresie sprzęgnięte z MySQL / Postgre. W styczniu będę bronił inżyniera i mam zamiar kontynuować naukę na studiach zaocznych. Umiem też systemy wizyjne (bibliotekę OpenCV), moja inżynierka jest z nimi związana.
Zarabiam ok. 3k na rękę na zleceniu, możliwość częściowej pracy zdalnej, podwyżki wchodzą w grę, nawet miesiąc urlopu płatnego mam i ogólnie szef mnie docenia. Sęk w tym, że obawiam się o swój przyszły rozwój zawodowy. Jedynym programistą poza mną w firmie jest drugi student, który robi też sporo elektroniki i nawet jak coś kodzimy to osobno. Martwię się, że nabiorę złych praktyk i nauczę się programować 'po januszowemu'. Ponadto, dla programistów embedded jakoś super kolorowo nie jest, jeśli chodzi o zarobki i ilość ofert pracy. Myślę o tym, czy po inżynierce nie kontynuować nauki Pythona na własną rękę a po przekroczeniu rocznego doświadczenia nie zacząć szukać pracy w większej firmie jako stażysta czy junior. Mam dużo chęci do nauki i moja obecna praca jest dla mnie wygodna, jednakże wiem że jak przestanę być studentem to może być trudniej o te stanowiska dla młodzików w innych firmach.
Tak więc pytanie klucz - czy uważacie że w mojej sytuacji powinienem szukać doświadczenia typowo korporacyjnego na początku kariery czy nie ma co kręcić nosem?
Pozdrawiam