Długie rozmowy kwalifikacyjne

7

Może ktoś mi wytłumaczyć jaki cel mają 2-3 godzinne rozmowy kwalifikacyjne / testy, bez możliwości poznania wcześniejszych widełek płacowych? Jaki jest tego sens dla ludzi z rocznym i wyższym doświadczeniem? Bo jeszcze odsiew ludzi z zerowym to może bym zrozumiał, ale tak?

4

Może zacznijmy od tego jaki jest sens ogłoszeń bez widełek ;)

2

A teraz wróć na chwilkę do polskich realiów, ogłoszeń z widełkami jest może z 10% maks? ;)

0

Te testy mają za zadanie sprawdzić czy nadajesz się do roboty czyż nie? Jakby przyjmowali pierwszego lepszego to długo by nie pociągnęli a tak sprawdzą ;p

0

@ace4ur, skoro wiedzą czego szukają, to dlaczego nie poinformują, jaką mogą zaproponować płace na oferowanym stanowisku?

0
ace4tur napisał(a)

No nie wiem. Nie pracuje jeszcze może dlatego, że nie wiedzą ile taka praca może kosztować i czekają na wasze propozycje? ;p

No właśnie i tu pies pogrzebany ;-) Pytam raczej osób bardziej doświadczonych, bo wiesz, jak ktoś pracuje i ma znaleźć 3 godziny (1h dojazd) [w godzinach 9-17] na to żeby ktoś sobie zrobił na mnie 2h testu, nie podając wcześniej żadnych widełek to chyba go trochę pogięło :) W dodatku, co można sprawdzać przez 2 godziny?

To czy się ktoś nadaje do pracy, w takim stopniu można sprawdzać jeśli celuje się w osoby bez żadnego doświadczenia komercyjnego, a jak się ma to do osób z 1,2 czy 5 letnim doświadczeniem?

0

Ja tam szczerze powiem że jedynie w ogłoszeniach programistycznych widzę widełki (wychowaliście sobie pracodawców :P ). Oczywiście tylko w niewielkiej części, ale są.
Natomiast wiele pracodawców nie podchodzi do tematu "ja szukam pracownika, więc muszę go zachęcić", tylko "ty szukasz roboty, jesteś na moich warunkach".
A poprzez utarte "atrakcyjne wynagrodzenie i możliwość premii" zastępują kwoty, tylko nie wiem po co? Liczą na dobrego programistę jelenia, który przyjdzie, na pytanie ile chciałby zarabiać powie "1500", a mają na to stanowisko przeznaczone do 7k?

0

Zawsze przed umowieniem sie na rozmowe mozesz powiedziec jaka stawka jestes zainteresowany (albo widelki od do w zaleznosci od tego co naprawde trzeba bedzie robic) wtedy jesli jestes poza budzetem to Cie nie zaprosza i nie tracicie czasu.

Ja wiem ze w to ciezko uwierzyc ale czesto wystarczy po prostu zapytac/poprosic aby uzyskac zamierzony efekt, a nie wiedziec czemu informatycy przewaznie kombinuja na okolo:)

2

Kolegę zapraszali na rozmowę kwalifikacyjną, ale uprzedzili żeby sobie zarezerwował 5h. Odmówił

0
WhiteLightning napisał(a):

Zawsze przed umowieniem sie na rozmowe mozesz powiedziec jaka stawka jestes zainteresowany (albo widelki od do w zaleznosci od tego co naprawde trzeba bedzie robic) wtedy jesli jestes poza budzetem to Cie nie zaprosza i nie tracicie czasu.

Ja wiem ze w to ciezko uwierzyc ale czesto wystarczy po prostu zapytac/poprosic aby uzyskac zamierzony efekt, a nie wiedziec czemu informatycy przewaznie kombinuja na okolo:)

I tu jest pies pogrzebany, bo zazwyczaj, nie chcą powiedzieć, zwłaszcza, jeśli rekrutację prowadzi pani z hru :) Ale w ogóle po co aż tak długie rozmowy, raczej żaden pracujący nie będzie brał urlopu żeby, pój ść na rozmowę i usłyszeć że dadzą mu 3k. A i tak mnie ciekawi co można tyle sprawdzać. Raz byłem na godzinnej i miałem jej serdecznie dość.

0

Ja byłem na rozmowie w Googlu w Krakowie i tam maglowali mnie ok 5 x 50 minut, do tego jeszcze oprowadzanie po firmie, krótkie przerwy i obiad. Nie dostałem się, a co mnie najbardziej poirytowało (oprócz tego, że proces rekrutacyjny trwał wiele miesięcy i te wiele miesięcy były psu w d*pę) - w ogóle nie powiedzieli mi co mi poszło dobrze, a co źle. Google widełek też nie podaje - przynajmniej w Polsce.

W Comarchu rekrutują poprzez formularz wystawiony u nich na stronie i mają comboboxa w którym można wybrać oczekiwane widełki płacowe.

0

Nigdy nie trafiałem na wielogodzinne rekrutacje. Najdłuższa miała około godziny (w tym rozmowa + egzamin na kartce), najkrótsza pół godziny (sama rozmowa, pytania ustne).
I to były całe rozmowy (obie zakończone pozytywnie), nie jakieś pierwsze etapy z dziesięciu. Potem już tylko formalności i podpisanie umowy.

Jeżeli na drugiej — max trzeciej rozmowie nie usłyszałbym decyzji rekrutującego, to udzielę mu swojej.

0

Ja was trochę nie rozumiem , przecież można samemu podać widełki np. w CV. Jest to zresztą nawet lepsze rozwiązanie, cv trafia również do firm które nie zakładały takiego budżetu. Poza tym sami kształtujecie rynek.

5

Ja was trochę nie rozumiem , przecież można samemu podać widełki np. w CV. Jest to zresztą nawet lepsze rozwiązanie, cv trafia również do firm które nie zakładały takiego budżetu. Poza tym sami kształtujecie rynek.

Ale pracodawca zna widełki jeszcze zanim napisze ofertę, prawda? Więc co za problem dopisać widełki? Dlaczego to jest problem?!

Pracodawca ogłoszenie daje jedno. Osoba szukająca pracy, przygotowuje w skrajnym przypadku tyle CV, ile ich składa - każde pisząc pod konkretną posadę i firmę, do której zostanie dane CV złożone. To jest trochę zachodu z mojej strony, napisać CV. Po co mam w ogóle za to się brać, skoro od razu wiadomo, że pracodawca oferuje max 2k? Po co ma w ogóle moje CV do niego trafiać? Zbiera makulaturę czy jak?

I ostatnia uwaga - nawet gdybym miała podać moje wymagania finansowe w CV to nigdy nie podawałabym widełek, bo oczywiste jest dla mnie, że pracodawca wybierze sobie dolny przedział. Jeśli pytają cię o minimalną kwotę, za jaką zgodzisz się pracować - właśnie tyle ci dadzą i ani grosza więcej.

0

Może widełek nie podaja dlatego, że uzależniają przyszłą pensję od tego, jaką wiedzą kandydat się popisze podczas rozmowy kwalifikacyjnej? Poza tym, niekoniecznie 1,2 czy 5 lat doświadczenia przesądza o czymś. Moze być tak że ktoś siedzi gdzieś 5 lat i niewiele się przez te 5 lat rozwinął - zależy co robił, w jakim zespole i w jakich projektach.

I tak, zgadzam się że typowe podejście pracodawcy jest takie że to on "robi łaskę" że kogoś przyjmie a nie odwrotnie - to pracodawca ma się starać o pracownika. Takie przekonanie bierze się prawdopodobnie z tego, że ciągle więcej jest szukających pracy niż dających pracę. Ktoś napisze że większość szukających pracy okaże się miernotami - pewnie to prawda, ale nikt na to nie zwraca uwagi - zawsze to pracodawca chce dyktować warunki i zawsze wychodzi z założenia że otrzymał tyle cv, że "jak nie ten to następny". Poza tym prawie nigdy nie jest tak, że trzeba kogoś zatrudnić natychmiast - można kogoś szukać i przez pół roku - dopóki sie nie znajdzie odpowiedniej osoby.

0

Może widełek nie podaja dlatego, że uzależniają przyszłą pensję od tego, jaką wiedzą kandydat się popisze podczas rozmowy kwalifikacyjnej? Poza tym, niekoniecznie 1,2 czy 5 lat doświadczenia przesądza o czymś. Moze być tak że ktoś siedzi gdzieś 5 lat i niewiele się przez te 5 lat rozwinął - zależy co robił, w jakim zespole i w jakich projektach.

Właśnie dlatego szukającym pracy chodzi o widełki, a nie konkretną kwotę... Oczywiście, że potem w obrębie tych widełek można różnicować - co więcej, na pewno nikt się nie obrazi, jak się im zaproponuje na rozmowie więcej, niż podano w ogłoszeniu, gdy tak zachwycą umiejętnościami...! (...jakoś tego nie widzę)

Przecież to nie chodzi o konkretne kwoty. Chodzi chociaż o rząd wielkości... Są firmy, które nie płacą więcej niż 2k i nie ma absolutnie żadnych szans na więcej, bo np. firma jest mała, "rozwijająca się" i koszt pracownika w priorytetach firmy jest na szarym końcu. To, że złoży do nich CV ktoś, kto ma wymagania > 10k nic nie zmieni, poza tym, że jedna i druga strona stracą czas. Może pod ogromnym wrażeniem kandydata nagną swoje widełki i zaproponują mu... 3k? No łał.

W praktyce przecież jest tak, że jak firma płaci przyzwoicie i wie, kogo szuka, to od razu podają widełki. A jak firma nie podaje widełek, to zakładam, że oferują psie pieniądze. No to mojego CV po prostu nie zobaczą, przez co tylko oni stracą ;)

0

No tak, ale myślenie pracodawcy jest inne. Jeśli firma oferuje mało, to podając to do publicznej wiadomości spowoduje że nikt albo prawie nikt nie wyśle nawet cv. A jesli już ktos przejdzie rekrutację to jest (pewnie mała, ale jest) szansa że podejmie pracę pomimo niskiej pensji.
Z kolei, jeśli firma oferuje dużo i poda to do publicznej wiadomości, to nastąpi zalew kiepskich kandydatów, więcej roboty przy rekrutacji, więcej osób do wezwania na rozmowę, z których większość niewiele potrafi a przychodzą i zajmują czas licząc na dużą kasę i przeceniając swoje umiejętności.

To wszystko w połączeniu z faktem że cała reszta nie podaje widełek powoduje że pracodawcy niechętnie to robią, zwłaszcza że płace to strasznie wielka tajemnica i konkurencja nie powinna wiedzieć ile dana firma płaci.

0

No tak, ale myślenie pracodawcy jest inne. Jeśli firma oferuje mało, to podając to do publicznej wiadomości spowoduje że nikt albo prawie nikt nie wyśle nawet cv. A jesli już ktos przejdzie rekrutację to jest (pewnie mała, ale jest) szansa że podejmie pracę pomimo niskiej pensji.
Z kolei, jeśli firma oferuje dużo i poda to do publicznej wiadomości, to nastąpi zalew kiepskich kandydatów, więcej roboty przy rekrutacji, więcej osób do wezwania na rozmowę, z których większość niewiele potrafi a przychodzą i zajmują czas licząc na dużą kasę i przeceniając swoje umiejętności.

Cóż, w UK, USA i innych krajach jakoś sobie z tym radzą :]

1

U mnie w firmie mamy długie "rozmowy kwalifikacyjne" -- ok. 3h razem z testem -- i dość skomplikowaną rekrutację. Firma, w bezpośrednich ogłoszeniach chyba do tej pory nie podaje widełek ze względu na politykę, ale pracujące dla nas firmy outsourcingowe często podają, choć w ogłoszeniach pomijają nazwę firmy docelowej :). Ostatnio na forum było np. ogłoszenie 7n ( http://4programmers.net/Forum/Praca/198605-net_developer_warszawa ), ale nie mam pojęcia, czy to akurat do nas.

@mychal:

Jakimiś gównianymi testami to można tylko kandydata zniechęcić. Nawet takiego, który się do pracy nadaje.

Nie, nie "tylko". Można również zachęcić. Mi się spodobało, że rekrutowano mnie w skomplikowany sposób. Gęste sito podpowiada, że zespół jest mocny. Bardzo wiele osób od nas podziela to zdanie. Oczywiście ci, którzy nie cierpią testów i skomplikowanej rekrutacji zapewne u nas nie pracują, więc ich opinii nie znam.

@xeo545x39:

No, ale 3h to bym nie zniósł...

Prawdopodobnie byś zniósł :). Ludzie się dziwią jak szybko to mija. Ostatniego wielce zdziwionego, że to "już" koniec, przyjęliśmy na rozmowę w zeszłym tygodniu.

Godzina normalnej pogadanki, w sporej części nie-technicznej. My mówimy o sobie, kandydat o sobie. Jak pracujemy etc. Potem godzina testu. Potem godzina omawiania testu zadanie po zadaniu, coby nie oceniać po chamsku zero-jedynkowo i poznać sposób myślenia kandydata, a często nawet zdolność uczenia się. Niekiedy przy zadaniu nr N wytłumaczy się kandydatowi, czemu ma błąd, i przy zadaniu N + m już sam od razu poprawia swoją pierwszą odpowiedź. Zdarza się dość często, że ktoś zrobi jakąś... może nie literówkę, ale jakiś głupi błąd (rozmowa kwal. to jednak jakiś stres) i przy wspólnym przeglądaniu testu bardzo szybko to poprawia i widać, że wie o co chodzi. Ale na papierze był błąd i jeśli byśmy nie "stracili" tej godzinki na wspólną ocenę testu, to nie wiedzielibyśmy, że kandydat ma tę wiedzę.

@areksum:

dlaczego nie poinformują, jaką mogą zaproponować płace na oferowanym stanowisku?

Nie mam dostępu do powodów tej niechęci, to chyba tajemnica działu HR i sam jestem w 100% za podawaniem widełek. Myślę, że przez ich brak przechodzi nam koło nosa sporo kandydatów, bo firma nie ma co się wstydzić płac -- jest w top kilku firmach w mieście. Na szczęście agencje outsourcingowe się, jak widać po ich ofertach, nie pierdzielą, ale chyba też są skuteczniejsze od naszych własnych ogłoszeń (ale ponownie: spekuluję, bo nie mam dostępu do tych danych).

Czemu firma może nie podawać widełek?

Może to takie przeniesienie niechęci do podawania konkretnego wynagrodzenia. W sensie że pracownik X nie powinien wiedzieć, ile zarabia Y. Czemu? Zazdrość. Również może chodzić o własne samopoczucie: jeśli na dane stanowisko są widełki rzędu 4k - 7k i dostaniesz 4k, co dla Ciebie może być i tak dobrą płacą, to możesz czuć, że najwyraźniej za dobrze ci nie poszło i należysz do mniej wykwalifikowanych osób.

Z drugiej strony jednak, to niestety nieprawda, że jak ktoś zarabia więcej, to jest lepszy. Chciałbym, żeby to zawsze szło w parze. Idiotycznie durne wydaje mi się to, że wyłącznie dzięki umiejętnościom pustych negocjacji lub ściemniania na rozmowie kwalifikacyjnej, programista może dostać wyższe wynagrodzenie. A brak takich umiejętności może oznaczać niższe wynagrodzenie. Takie negocjacje praktycznie w ogóle nie przydają się na co dzień w naszej pracy i o niczym nie świadczą. Wypłata powinna być zawsze za skill.

@emfałsi:

Pytam raczej osób bardziej doświadczonych, bo wiesz, jak ktoś pracuje i ma znaleźć 3 godziny (1h dojazd) [w godzinach 9-17] na to żeby ktoś sobie zrobił na mnie 2h testu, nie podając wcześniej żadnych widełek to chyba go trochę pogięło

Zależy od człowieka i od aktualnego stanu umysłu :). Jak ja byłem rekrutowany, to nie podano mi oficjalnych widełek. Na trzygodzinną rozmowę kwalifikacyjną jechałem 300 km do Warszawy. Pociągiem, a na miejscu taksówką.

O tym, że firma jest dobra, dowiedziałem się trochę nieoficjalnie, pocztą pantoflową. Rozsiana po różnych dobrych firmach siatka szpiegowska to najlepszy przyjaciel każdego programisty szukającego pracy.

Nie miałem wtedy pracy etatowej, robiłem -- można powiedzieć -- freelancersko. Postanowiłem przejść na etat i szukałem pracy całkiem serio. Mimo to, papiery złożyłem wtedy tylko do tej jednej firmy (!). Rekrutacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że będzie to firma dla mnie odpowiednia. Nie było potrzeby kandydowania do jakiegokolwiek innego miejsca.

No nie wiem. Ja nigdy nie stosuję "the shotgun approach" przy szukaniu pracy. Kandyduję do jednej, dwóch, może trzech firm, które sobie starannie wybieram. Raz byłem na "rozmowie" prawie cały dzień. Zawsze CV przygotowuję pod konkretną firmę. Nie zdarzyło się, żeby ktoś mnie nie zaprosił na rozmowę. Zresztą... nie zdarzyło mi się też "oblać" rozmowy.

Długie rozmowy nie stanowią dla mnie problemu. Do nas ludzie rutynowo dojeżdżają po setki kilometrów na rozmowę, gdy chcą się przenieść do naszego miasta. Najdłuższe przyjazdy na rozmowę trwały coś koło 6h (pociągiem).

@emfałsi:

co można sprawdzać przez 2 godziny?

Znajomość języka programowania. Jego fundamenty, a także zaawansowane rzeczy, wyrywkowo. Można wyestymować, jak dobrze kandydat zna dany język. Można przetestować umiejętność przekazywania wiedzy. Trzymania się specyfikacji (poleceń na teście). Korzystania z testów jednostkowych. Uczenia się. Wyszukiwania i naprawiania błędów -- czasami, gdy widzę błąd, nawet w kodzie na kartce, bawię się w kompilator/interpreter i mówię, jaki komunikat o błędzie zostałby zgłoszony.

Przy czym trzeba uwzględnić, że rozmowa kwalifikacyjna to jednak stres, choć zawsze staramy się go rozładować, bo umiejętność pracy w stresie kompletnie nas nie interesuje i to nie ją chcemy sprawdzać. Niemniej jednak, człowiekowi przeważnie idzie na rozmowie kwalifikacyjnej gorzej niż w rzeczywistości, bo to nienaturalne środowisko dla programisty. Na to oczywiście bierze się poprawkę.

@ubuntuser:

Ja tam szczerze powiem że jedynie w ogłoszeniach programistycznych widzę widełki (wychowaliście sobie pracodawców :P ). Oczywiście tylko w niewielkiej części, ale są.
Natomiast wiele pracodawców nie podchodzi do tematu "ja szukam pracownika, więc muszę go zachęcić", tylko "ty szukasz roboty, jesteś na moich warunkach".

To prawda. Można rynek programistyczny nazwać rynkiem pracownika, przynajmniej tego dobrego pracownika ;-). I to jest fajne.

Na rozmowach kwalifikacyjnych staramy się zawsze pokazać również naszą firmę z dobrej strony. Wiemy -- bo to powinno być oczywiste -- że umowa jest DWUSTRONNA. To nie tak, że kandydat jest panem. Ale nie ma tu układu pana i władcy. Jest równorzędne partnerstwo. Świetni programiści szukają świetnych firm. Świetne firmy szukają świetnych programistów. Nikt nikomu łaski nie robi.

@Sarrus:

Kolegę zapraszali na rozmowę kwalifikacyjną, ale uprzedzili żeby sobie zarezerwował 5h. Odmówił

Jego święte prawo!

Zastanawiam się ilu kolesi tak tracimy. I ilu spośród nich było dobrych. Może wielu, może nie.

W sumie jednak nasza rekrutacja działa dobrze, bo mamy spory zespół naprawdę bardzo dobrych programistów.

@0x200x20:

6h rozmowa kwalifikacyjna do doskanały powód, żeby nie składać papierów do googla :]

Ale chyba nie przez samo to, że trwa 6h? To byłaby głupota -- zainwestowanie dodatkowych paru godzin jest pomijalne w kontekście paru lat dalszej pracy w dobrym miejscu.

Mnie od rekrutacji w Google odstraszają dziwne pytania, również pytania Fermiego. Może po prostu wydaje mi się, że nie nadaję się do takiej rekrutacji i że słabo by mi poszło.

@aurel:

w CV to nigdy nie podawałabym widełek, bo oczywiste jest dla mnie, że pracodawca wybierze sobie dolny przedział. Jeśli pytają cię o minimalną kwotę, za jaką zgodzisz się pracować - właśnie tyle ci dadzą i ani grosza więcej.

Ha, zdziwiłabyś się! Znam kontrprzykłady! Zresztą nie wiem, czy właśnie obecnej firmie nie podałem widełek -- nie wybrali dolnego przedziału :).

Niektóre firmy dbają o pracownika i... inwestują w jego samozadowolenie.

@othello:

Może widełek nie podaja dlatego, że uzależniają przyszłą pensję od tego, jaką wiedzą kandydat się popisze podczas rozmowy kwalifikacyjnej? Poza tym, niekoniecznie 1,2 czy 5 lat doświadczenia przesądza o czymś. Moze być tak że ktoś siedzi gdzieś 5 lat i niewiele się przez te 5 lat rozwinął - zależy co robił, w jakim zespole i w jakich projektach.

Oczywiście, że tak jest!

Konkretne wynagrodzenie zależy od umiejętności pokazanych również na rozmowie. Ale przecież dlatego właśnie widełki są widełkami. Mogą być dość szerokie. I dopiero po rozmowie okazuje się, gdzie wylądujemy.

@othello:

zawsze to pracodawca chce dyktować warunki i zawsze wychodzi z założenia że otrzymał tyle cv, że "jak nie ten to następny".

A tak absolutnie nie jest. Nie gdy szukasz dobrego programisty. Naprawdę, ich nie ma aż tak wielu. Człowiek się cieszy praktycznie z każdego jednego kandydata, który pokazuje wysoki poziom. To, że cały czas napływają jakieś CV-ki, nie ma praktycznie żadnego znaczenia.

1

Istnieje znacznie lepszy system pozwalający ocenić kandydata niż 5h rozmowa - wystawić na stronie rekrutacyjnej zadanie do zaprogramowania i niech kandydat opisze swoje rozwiązanie (wszystko w domu). Pracuje w firmie, która właśnie stosuje taki system (sam się dostałem rozwiązując jedno z zadań, rozmowa kwalfikacyjna trwała pół godziny). Zadanie powinno być trudne, ale do rozwiązania w kilka wieczorów jeżeli ma się odpowiednią wiedzę.
Plusy:

  • zadanie można rozwiązać w kilka wieczorów w domu, więc kandydat nie traci urlopu na 5h rozmowy kwalifikacyjne, a pracodawca nie traci czasu na słabych kandydatów
  • można od razu ocenić jakość kodu i dokumentacji oraz sam pomysł na rozwiązanie
  • na rozmowie nie trzeba pytać o odwracanie wspak podwójnej listy bo zadanie sprawdziło już wymagane umiejętności
    Jedyny minus jaki dostrzegam jest taki, że ktoś może wysłać nie swoje rozwiązanie, ale to raczej rzadka sytuacja.
0

jeśli na dane stanowisko są widełki rzędu 4k - 7k i dostaniesz 4k, co dla Ciebie może być i tak dobrą płacą, to możesz czuć, że najwyraźniej za dobrze ci nie poszło i należysz do mniej wykwalifikowanych osób.

Odwrotnie. Jeśli dostałeś 4k, to wiesz że po jakimś okresie próbnym, czy po roku, czy kiedyś tam — możesz próbować walczyć o 7.
A jeśli od razu dostaniesz z górnej półki, to wygląda to tak: "to jest max co dajemy, nie masz szansy na podwyżkę, nevah evah".

To już bardziej motywująca płaca będzie 2000 dla studenta, który wie że po n latach doświadczenia dostanie 5000, a po nn 15000.

1

Rozmowy techniczne ciągnące się godzinami to patologia. Tym bardziej kiedy rekrutuje jakaś firma krzak. Mam już świadomość jak działa proces rekrutacyjny, jaki jest rozkład sił, może kogoś już mają, może tylko badają rynek, albo chcą kogoś tańszego i cała rozmowa to właśnie blefowanie widełkami, albo jakaś inna zamierzona strata mojego czasu. W przeciwieństwie do rekrutera, nie zarabiam na rozmowie rekrutacyjnej, więc skąpię czasu.

2

Super, odkopałeś temat po 10 latach

10 lat mineło a problem dalej występuje? Teraz już może dają widełki przed rozpoczęciem rekrutacji? Ja w zasadzie już od dawna nie rekrutawałem na nic gdzie wcześniej nie znam widełek. W zasadzie to bez widełek pamiętam tylko ING gdzie pod koniec (jak umowa była już tylko do podpisania) zaproponowali śmieszne pieniądze. Co prawda dyrektorce nie było do śmiechu jak podziękowałem, ale cóż to nie ja zacząłem ten żart

3

Ja tak sie zastanawiam. Co wy na codzien robicie, ze spedzenie tych 20 godzin (podaje z ogromną nadwyżką, moje ostatnie 3 zmiany pracy zajely mi odpowiednio: 8, 10 i 8 godzin wliczajac rozmowy z babami z hrow) aby zmienić pracę jest dla was czymś nie do przeżycia? Ja rozumiem, że to nie jest przyjemne, że można się zmeczyc psychicznie i fizycznie. Ale kurde nawet jak zmieniasz robote raz na rok to nie wiem nad czym tu plakac. Wiecej czasu pewnie wiekszosc z was poswieca na 4p w ciagu miesiaca, ale zeby zainwestowac czas w lepszy hajs, firme i rozwoj to juz lipa :D.

3

Chodzi o to że większość sobie policzyła że zarabia średnio tam 150 zł na godzinę i błędnie zakłada że godzina ich czasu jest zatem warta 150 zł, teraz im ciężko kiwnąć palcem bo im się wydaje że są wykorzystywani.

Najsmieszniejszy typ czlowieka chyba. Zarabia jakies tam dobre pieniadze w skali przecietnego Kowalskiego i nagle mysli, ze powinni mu placic za to zeby sie do kogokolwiek odezwal :D

@obscurity: @Seken: ale śmieszne, że ludzie SZANUJĄ swój czas, no faktycznie przezabawne. Może jeszcze chcą żeby im płacić za ten ich czas? Niedorzeczne.

2

@baryel:
No ale wyjasnij mi wlasnie o co chodzi. Czy jezeli chodze na rozmowe rekrutacyjna, gdzie spedzam 1-2 godziny po to zeby firma mnie poznala, a ja ich to sie nie szanuje? Zmieniasz prace to logiczne, ze musisz zainwestowac w to czas lol.

1

W jednej z rekrutacji powiedziano mi, że etap testowania wiedzy technicznej ma trwać 45 min. WTF. Jak w 45 min. chcą poznać wiedzę kandyta? Pachnie łapanką choć widzę, że wielu z Was byłoby zadowolonych.

Porządna rekrutacja powinna być taka o:

  • 30 min. pogadanka z rekruterką o życiu
  • 60 min. odpytywania z wiedzy technicznej
  • 60 min. projektowania i odpytywanie z problemów programerskich, które nie mają jednego rozwiązania
  • 60 min. kodowanie na żywo
  • 30 min. pogadanka z liderem i zespołem o życiu
0

@Seken: Inwestowanie czasu w zmianę pracy? Ok, nie implikuje to tego że każda rozmowa jest dobrą inwestycją. Twierdzisz, że wystarczy chodzić 20 godzin po rozmowach trwających 1-2h i jakoś to będzie. A ja dodatkowo twierdzę że te 18 godzin można optymalizować.

0

A co sądzicie o takim szalonym pomyśle, by po przejściu takiej szybkiej rekrutacji "zatrudnić" się na 2 dni do firmy (parafraza pomysłu Wojciecha Seligi). Po pracujesz tak miesiąc w 10 firmach i wybierzesz sobie tę która najbardziej Ci odpowiada. Dodatkowo można poprosić zespół o wystawienie Ci ocen tak by to poczucie dopasowania było wzajemne.
Ewentualnie chociaż wizyta na daili by posłuchać zespół i się przedstawić.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1