@Spine: rozmawiamy o różnicach w polskim systemie edukacji na tle innych?
Rozmawiamy o tym, że u nas coś powinno się zmienić, żeby wychować zarówno dzieci, jak i rodziców. Podałem przykład takiej zmiany, która jest już gdzieś wdrożona...
Teraz jest błędne koło: dzieci nie chodzą bo nie widzą sensu, nauczyciele maja związane ręce bo nie ma kogo uczyć. Wyjście proste: jak będzie frekwencja to będzie można wymagać od szkoły, jak nie to jest jak jest.
Moja Pani z geografii w podstawówce w takich sytuacjach zawsze powtarzała, że do lekcji wystarczy jeden uczeń i jeden nauczyciel.
Ja codziennie dostaje wiadomości (dziennik elektroniczny) od wychowawcy i dyrekcji o przysylanie dzieci do szkoły. Skutek żaden...
Naprawdę nie wiesz jak można wymusić frekwencję? Inaczej niż prośbami...
Zamiast robić konferencję z takim wyprzedzeniem, niech nauczyciele przygotowują uczniów przez tydzień do kartkówek, które będą w następnym tygodniu.
Jak nie będą chodzić, to sobie popsują oceny :]
Zdaję sobie sprawę, że pewnie by trzeba zmodyfikować trochę prawo (?), ale przecież tutaj chodzi o funkcję wychowawczą szkoły!
Moje zdanie jest takie, że rodzice traktują szkołe jak maszynke do ocen (z obserwacji z zebrań) i jak jest już po konferencji kwalifikacyjnej, to pozwalają na wagary swoim pociechom.
A studenci traktują uczelnię wyższą jak zawodówkę. Ale czy to uczelnia wyższa powinna się dostosować, czy studenci?
Niech posypią się braki promocji do następnej klasy. Niech obniżą się oceny (skoro to trafia do rodziców). Niech termin konferencji będzie znacznie bliżej zakończenia roku szkolnego.
Przez patologiczną większość, garstka uczniów, która chodzi do szkoły, z czasem zostanie zepsuta...