massther napisał(a)
Postaram się nie niszczyć tego stereotypu :) Nadęte bufony? Czasem tak, ale te kilka lat temu wynikało to z na prawdę w wielu przypadkach w różnicy w wykształceniu. Jeśli chodzi o programowanie obiektowe, to oczywiście część moich kolegów miała z tym problemy, ale w moim roczniku, to na prawdę był mały odsetek, innych roczników nie mam zamiaru bronić. Ja maiłem akurat niezłych wykładowców od c++ etc. Ale tak generalnie to faktycznie nędznie uczą obiektowości na studiach. Chociaż powinienem użyć czasu przeszłego, bo nie wiem jak jest teraz.
W 7 czy 8 klasie szkoły podstawowej usłyszałem mniej więcej taki dialog koleżanek z klasy:
"- Ty głupia kurwo, masz budkę na katowickiej i sprzedajesz się po szkole.
- No i dobrze, ja to przynajmniej mam budkę, bo ty jak deszcz pada to mokniesz."
Mniej więcej ten poziom trzymają kłótnie prywatne vs publiczne, dzienne vs zaoczne, politechniki vs uniwersytety. Udowadnianie wartości człowieka tylko na podstawie jego alma mater jest niczym więcej niż leczeniem jakichś swoich gówniarskich kompleksów.
Globalnie rzecz biorąc polskie uczelnie są słabe, więc co za różnica, czy ktoś siedzi w gównie po szyję czy tylko po pachy?
Wracając do PW. W projekcie mam stamtąd kierownika i miałem też drugiego kolegę (na dodatek obaj z większym stażem zawodowym niż ja). Dzięki temu pierwszemu 80% klas w projekcie jest statycznych, a poza tym praktycznie nie ma warstwy logiki biznesowej, bo gość upiera się, że w MVP logika biznesowa ma siedzieć w prezenterze. Ten drugi zaś przez 3 miesiące implementował pewne obliczenia i funkcjonalność z nimi związaną bez żadnych testów jednostkowych. Po tym jak odszedł z pracy okazało się, że trzeba to napisać od nowa. Ja 2 tygodnie pisałem testy, 2 tygodnie implementację i o dziwo działa (bo poprzednia wersja nie zawsze)...
Ja wiem, że oni rozwiązali więcej równań różniczkowych, mieli na studiach więcej elektroniki i układów cyfrowych, no i w ogóle są po renomowanej uczelni ze stuletnią tradycją, ale nie sądzę, by byli lepszymi ode mnie programistami, mimo że sam jestem co najwyżej przeciętny.
Ostatnio też rozwaliło mnie pewne stwierdzenie na blogu jednego studenta Elki (ktoś go tu ostatnio polecał nawet, Łukasz Sowa czy jakoś tak...) o tym, że badania operacyjne nie mają nic wspólnego z informatyką. [rotfl]
Jestem też przekonany, że prywatna uczelnia w Warszawie ma szanse na lepszą kadrę naukową niż państwowa w mniejszym mieście.
PanX napisał(a)
Źle to ująłem, oczywiście nie chodziło mi o to, jasne, że nie są, ale o zdolności rozkminkowe, ogromną bystrość, ciężko to zdefiniować (każdego szczegółu można się czepiać) programiście takie rzeczy przeważnie nie są potrzebne.
O ile dobrze zgaduję, to chodzi Ci o to, że przeciętny programista-rzemieślnik w pracy nie używa jakiejś bardzo zaawansowanej matmy. Bo umiejętność myślenia czy bystrość jest raczej niezbędna dla dobrego programisty.
Nie, studiują w Polsce, to są tylko praktyki wakacyjne, np. w przypadku Facebooka w Californii.
No właśnie, zwłaszcza FB mnie zdziwił, bo o ile dobrze pamiętam, to w Polsce zatrudniają jedną osobę, i się zastanawiałem, co ten praktykant miałby u niej robić. ;)
havi napisał(a)
- Po Inf na SGGW masz inżyniera
Najbardziej zajebiste w SGGW jest to, że można tam zostać inżynierem dietetyki.
rnd napisał(a)
Jakieś przykłady? Bo jak na razie informatyka to najmniej związana z inżynierią dziedzina uczona na politechnikach (nie mówię o jakiś patologiach typu dziennikarstwo na agh). Typowo inżynieryjne podejście nie sprawdza się dla dużych projektów, nie można opisac oprogramowania całkami i różniczkami, zapuścić do matlaba i przetestować model.
To co opisałeś, to podejście teoretyczno-matematyczne, a nie inżynieryjne. W inżynierii nie chodzi o tworzenie modeli formalnych, tylko o wykorzystanie wiedzy naukowej i technicznej w celu projektowania, konstruowania i utrzymywania efektywnych rozwiązań praktycznych problemów. Że niby nie o to chodzi w pracy inżyniera informatyka?
Co do tego "najmniej" - myślę, że matematyka czy zarządzanie mają mniej wspólnego z inżynierią niż informatyka. No chyba, że ktoś mnie przekona.
I jeszcze taki cytat:
„Tytuły zawodowe „inżynier” lub „magister inżynier” nadawane są absolwentom wyższych studiów zawodowych lub magisterskich, którzy w wyniku tych studiów zdobyli umiejętność projektowania i znajomość metod wytwarzania produktów, przedmiotów bądź obiektów charakteryzujących się cechami użytkowymi, a w przypadku obiektów o wysokim stopniu złożoności takich np. jak sieć dróg publicznych, kopalnia, elektrownia czy huta – wiedzę niezbędną do eksploatacji obiektów bądź do organizacji procesu technologicznego”.
Uchwała nr 356/96 Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego
z dnia 28 listopada 1996 r.