Jestem za, mimo, że sam mam teraz głupio zdobyte 10pkt, a też jednocześnie nie pogardziłbym sportowymi furami w garażu, to jednak uważam, że sytuacja, kiedy jadąc przepisowo, blisko maksymalnej dozwolonej prędkości, jestem postrzegany przez większość jako zawalidroga to jest patologia. To znowu nakręca walkę o miejsce, presję, że może też powinienem przyspieszyć i jest to zwyczajnie męczące - zauważalnie lepiej się czuję kiedy jadę nawet w sznurku samochodów, ale wszyscy jadą przepisowo i sobie lecimy bezstresowo te ~90km/h (załóżmy zwykłą drogę za miastem), niż kiedy co chwilę auta naokoło cisną do przodu jak najszybciej, wyprzedzają na każdym metrze prostej, bo jechanie 90-100km/h uwłacza ich godności, byle urwać sekundę z czasu jazdy i to ja muszę potem myśleć ciągle czy zaraz mi nie zajadą drogi uciekając od auta z przeciwka.
Jednocześnie też uważam, że to przekroczenie prędkości powinno być rozdzielone na różne typy dróg - przynajmniej opcja "zwykłe drogi" i "autostrada", bo jednak budowa autostrady, gdzie nie ma świateł, skrzyżowań, ostrych zakrętów, wąskich pasów powoduje, że odpada sporo niebezpieczeństw.
Tylko dobrze, żeby jednocześnie znaki były sensowne, bo jeżeli mam zmianę dozwolonej prędkości co 30m to trzeba by być robotem, żeby na to wszystko reagować.
Myślę coraz poważniej o zakupie Tesli, która by mnie po prostu woziła na nudnych trasach na autopilocie, tylko, że myśl o tym w jak wielu miejscach są znaki, które mają mało wspólnego z rzeczywistością, bo np. 10 lat temu były tutaj roboty i ograniczenie do 30km/h zostało, sprawia, że obawiam się, że ciągle by trzeba uważać i przejmować stery, żeby nie stwarzać zagrożenia.